poniedziałek, czerwca 08, 2009

Czarowne lektury:)

Magia, uroki i zaklęcia rzucane przez wiedźmy i czarownice to historie, którymi moje pięcioletnie dziecko karmi swój nieposkromiony w zaspakajaniu ciekawości umysł. Tak dalece, że gdy przychodzi do wyboru lektur czytanych wspólnie wieczorami, najczęściej oscylują one wokół dwóch obszarów tematycznych: urwisów (Julek i Julka, Pippi, Madika, Lotta, Bullerbyn) albo czarów. O tych ostatnich dziś opowiem:)
W dodatku uporządkuję polecane pozycje wedle przedziału wiekowego, dla którego są umownie przeznaczone:)

Przepraszam, czy jesteś czarownicą?” Emily Horn to przecudnej urody opowiastka dla najmłodszych o kocie Herbercie, który w zaciszu pachnącej starociami, acz przytulnej biblioteki zgłębia wiedzę na temat czarodziejek. W encyklopedii czarownic czyta między innymi:

“Czarownice noszą skarpety w paski i spiczaste kapelusze. Czarownice latają na miotłach. Czarownice mają kotły, w których warzą magiczne eliksiry. Czarownice hodują najrozmaitsze zwierzęta: kruki, jaszczurki, sowy i nietoperze, ale najbardziej lubią czarne koty!”

I tu Herbert zaczyna marzyć o byciu współtowarzyszem jakiejś czarownicy w kolorowych skarpetach i z kotłem w kuchni:) A na marzeniach nie poprzestając, wyrusza na poszukiwanie takowej:)
Opowieść nie jest zbyt długa, za to z mądrym przesłaniem o samotności i potrzebie posiadania przyjaciela... W dodatku sympatycznie zilustrowana przez znanego już nam wszystkim Pawła Pawlaka:)
Od tej książki polecam rozpocząć przygodę z magią i światem widziadeł:)))

A następnie niezwłocznie sięgnąć po “Malutką czarownicę” Otfrieda Preusslera.
Przedszkolaki będą nią oczarowane, gwarantuję!
Książka została całkiem niedawno pięknie wydana, “odświeżona edytorsko” przez wydawnictwo Dwie Siostry, w dodatku w serii MISTRZowie ILUSTRACJI. Spod kreski Danuty Konwickiej, niczym ze szkolnego szkicownika, wyłaniają się obrazki pełne uroku, fantazji, czaru... Obrazki, które pamiętam z dawno zaczytanej przeze mnie książki dzieciństwa:)
Tytułowa bohaterka, to w istocie pełna werwy i życia, zaledwie 127-letnia czarownica, mieszkająca w leśnym domku “z pochylonym dachem, koślawym kominem, klekocącymi okiennicami” i z mówiącym krukiem Abraksasem:) W dodatku chroniąca się przed zimnem siedmioma spódnicami i usiłująca sprostać wymaganiom starszych koleżanek “po fachu” w kwestii bycia dobrą czarownicą... Ale czy bycie dobrą czarownicą oznacza to samo dla wszystkich wiedźm, spotykających się corocznie przy zaczarowanym ognisku z okazji nocy Walpurgii? Otóż nie... A malutka czarownica, dosłownie traktująca przykazania starszyzny, stara się nie bez trudu naprawiać swój charakter(ek)... Zakaz czarowania w piątki obchodzi beztrosko zasłaniając okna przed wścibskimi spojrzeniami... Pomaga pokrzywdzonym i biednym, sprawia, że papierowe kwiaty pachną, a gorące kasztany nie parzą dłoni... Niczego więcej nie zdradzę, przeczytajcie.... Choćby po to, by dowiedzieć się czym zła czarownica różni się od dobrej:)))


Ostatnią czarownicą, o której opowiem jest Panna Price, bohaterka “Gałki od łóżka” Mary Norton (z ilustracjami J.M. Szancera, wydawnictwa Dwie Siostry). Tę książkę czytałyśmy z Zosią dość długo, wielokrotnie wracając i cofając się do wcześniejszych rozdziałów... To pełna magii opowieść o trójce rodzeństwa, spędzającego wakacje na wsi pod Londynem, w domu starej ciotki. To oczywiście także opowieść o samej pannie Price, początkowo nie odznaczającej się niczym szczególnym...

“Nosiła zazwyczaj szary żakiet i szarą spódnicę. I miała długą, chudą szyję, którą owijała jedwabnym, wzorzystym szalikiem (...) Jeździła na rowerze z przyczepionym na przodzie koszyczkiem, odwiedzała chorych i uczyła gry na fortepianie”.

Czy wyobrażacie sobie tę wiotką, młodą kobietę w kapeluszu, pedałującą na rowerze, z kwiatami w koszyku i w ciasno zapiętym pod szyję żakiecie, powiewającą na wietrze kolorowym szalikiem? A czy tę samą kobietę wyobrażacie sobie na miotle?! A podróżującą w czasie i przestrzeni z trójką dzieci? Dzięki mosiężnej gałce od starego łóżka? A zaprzyjaźnioną z Emeliuszem, nerwowym, chudym czarnoksiężnikiem z czasów Karola II?, Myślę, że ta pełna czaru historia spodoba się nieco starszym przedszkolakom... A napewno ich rodzicom:)

3 komentarze:

Monika pisze...

Rewelacyjny wpis, Agnieszko! Bardzo przydatne recenzje i nowe propozycje, ostatnio nie mogę się powstrzymać, by co tydzień nie kupić nowej książki ;) Zosia, jak na złość, na razie znów do Pana Kuleczki wróciła :D Ach, czytamy Karolcię, tę od czarodziejskiego koralika, pamiętasz ją? Jak skończymy, napiszę i o niej. To świetna książka!

Aga-zojka pisze...

Oj tak Moniko, Karolcię pamiętam z dzieciństwa. Czytaną po wielokroć,, cudną i czarowną:) Jeszcze nie czytałam jej Zosi, czeka w kolejce, jak inne lektury:) Bo ja jestem jak Ty, nie moge się powstrzymać przez zakupem nowych pozycji... Irek czasem protestuje i straszy, że zablokuje mi konto do merlina:) Ostatnio rzadziej niż kiedyś bywam w księgarniach (które kocham jak biblioteki), więc taki merlin jest dla mnie wybawieniem;) Choć nie pachnie niestety, ani świeżo wydrukowanymi książkami, ani nawet zakurzonymi woluminami:( P.S. A Zosia też najbardziej lubi wracać do ulubionych lektur, do Bullerbyn przede wszystkim. Ale oprócz tych wymienionych w notce, urwisowatych opowieści, także do Filonka Bezogonka i bajek...

Anonimowy pisze...

Zapraszam na bloga do mnie po małą nominację! Gosia Nasza :-)