sobota, listopada 29, 2008

O kołach i awanturach:)

Monika swoim postem o Pippi Pończoszance zainicjowała pasjonujący wątek na temat dziecięcej beztroski, nieskrępowanej radości, przeżywanych i natychmiast wyrażanych przez dziecko emocji. Wątek tyczący urokliwych, upartych urwisów cudnie odmalowanych piórem Astrid Lindgren.

Lotta jest jednym z nich. Ta mała dziewczynka mieszka ze swoją rodziną i starszym
rodzeństwem w żółtym domku przy ulicy Awanturników:) Tak naprawdę, to przy ulicy Garncarzy, ale "teraz mieszkają tu tacy, co robią tylko awantury":)
O ile druga część cyklu ("Dzieci z ulicy Awanturników") swoim klimatem przypomina cudownie zabawne, poczciwe Bullerbyn, o tyle "Lotta z ulicy Awanturników" jest małym, psychologicznym studium przypadku, etiudą wiernie portretującą wrażliwego, acz humorzastego pięciolatka, z całą gamą skonstruowanych misternie, skomplikowanych, dziecięcych uczuć. 

Lotta przeżywa chwile poirytowania, złości, buntu, zaciekłego uporu, wreszcie tęsknoty, żalu i niełatwej skruchy... Jakże często emocje dziecka przybierają na sile i gwałtowności przypominając samonapędzające się koło. Jakże trudno nam, dorosłym, pozwolić toczyć się temu kołu, zostawiając przestrzeń, by nabrało rozpędu, a potem wyhamowało powoli zgodnie z własną siłą odśrodkową...:) 
Oto Lotta wstaje z łóżka przysłowiową lewą nogą... (z resztkami kiepskiego snu pod powiekami). Nie chce się ubrać, bo mama wybrała sweter, a ona sama wolałaby aksamitną sukienkę, nie chce zejść na śniadanie (i pyszne kakao) i nie chce rozmawiać... W złości niszczy sweterek, po czym przestraszona i wciąż naburmuszona postanawia uciec z domu... Znajduje schronienie w rupieciarni pani Berg i całkiem przyjemnie się tam urządza. Ale z upływem godzin zaczyna tęsknić:) Kiedy powróci do domu i co ją do tego skłoni? Zapraszam do lektury:)

Ja bardzo lubię tę ksiażkę. Nie tylko dlatego, że w chwilach nieposkromionych wybuchów złości mojej Zosi przypominam sobie małą Lottę i jej zachowanie. I domyślam się, że w podobny sposób zachowują się tysiące innych cztero i pięciolatków. Że nie jestem odosobniona, kiedy rozpędzone koło emocji mojego dziecka toczy się i nabiera rozpędu! Ale także (a może przede wszystkim) dlatego, że w książce o Lottcie, w jej drugim planie, przedstawiona jest pewna niezwykle mądra, fenomenalnie radząca sobie z huśtawkami emocji swojego dziecka, osoba. Mama Lotty. Rzeczowa, spokojna, absolutnie nie gderająca (co mnie się zdarza niestety częściej, niż bym chciała:) Mama, która wie, że "mózg emocjonalny" jest filogenetycznie starszy, niż nowa kora mózgowa odpowiadająca za myślenie i kontrolę...:) Acz jedno z drugim w parze iść powinno:)
Miało być o Lottcie, skończyło się na mamie. Mamie- prawie czarodziejce:)


6 komentarzy:

Monika pisze...

Ja też lubię Lottę i w ogóle książki Astrid Lindgren. Lottę przeczytałyśmy na wakacjach razem z Emilem ze Smalandii - kolejnym urwisem ;) Również mnie ta lektura uspokaja pod kątem "grzeczności" naszych dzieci i ich dominującym dążeniem do kontrolowania świata, do bycia samodzielnym do bólu... W książkach Lindgren jest jeszcze coś: ta nieskrępowana radość, realizacja dziecięcych pragnień w najczystszej formie i coś, czego dokładnie określić nie potrafię, a co mnie tak bardzo urzeka :)))

Anonimowy pisze...

a. lindgren jest oczywiście jedną z moich ulubionych pisarek. nie wiem jak to się stało, ale nie czytałam wcześniej lotty. trafiłam na tę książkę dopiero za pośrednictwem "polityki". przeczytałam szybciuteńko. i, tany, ja chyba jestem jakaś durna, wzruszyłam się na końcu. ba, ja się popłakałam. bo jest coś szalenie chwytającego za serce w opisie powrotu dziewczynki do domu. tego jak sie przytula do rodziców... . a co mi tam... ja w ogóle większość książek lindgren przepłakałam. zojko - tekst o "mózgu emocjonalnym" który jest filogenetycznie starszy, niż nowa kora mózgowa - jest niesamowity! taaaaka malutka się poczułam, gdy to przeczytałam. toz ja nawet nie wiedziałam, że istnieje mózg emocjonalny... no nic, a nic

Anonimowy pisze...

Wspaniały pomysł dziewczyny :)opisy Wasze są fantastyczne, a trafiłam tu wprost z czerwonej kanapy... Jeśli chodzi o książki Astrid Lindgren to czytałam tylko Dzieci z Bullerbyn, szkoda. Wszystkim zainteresowanym książkami tej autorki mogę polecić wydawnictwo Zakamarki (http://www.zakamarki.pl/ )

Anonimowy pisze...

Oj znamy ulicę Awanturników, znamy... :) Czytujemy czasem "Dzieci z ulicy awanturników".

aeljot pisze...

Książka jest sliczna. moja córeczka bardzo ja lubi. Ale chyba wszystkie książki Astrid Lindgren sa wspaniałe. Teraz dokupiłam "Dzieci z Bullerbyn" i planuje jeszcze powiększać tą kolekcję" :)

elmirka pisze...

Nie wiem, w jakim wieku jest mózg emocjonalny Małgosi, ale czuję, że sięgnę niedługo po ten "poradnik". ;)