Nie jest tajemnicą, że uwielbiam tę małą, piegowatą dziewczynkę obdarzoną niezwykłą siłą fizyczną, tego małego urwisa, który nie boi się powiedzieć tego, co myśli i który za nic ma konwenanse. Najpierw chyba był film... a dokładniej szwedzki serial, który leciał w telewizji, kiedy chodziłam do I czy II klasy podstawówki. Podobała mi się wtedy tak bardzo, że raz zapragnęłam przebrać się za Pippi na bal karnawałowy. Niestety, w moim stroju tylko warkoczyki usztywnione na drucikach i piegi wymalowane na twarzy maminą kredką do oczu wskazywały na to, kim miałam być. Zabrakło kolorowych pończoch, za dużych butów i przykrótkiego fartuszka, ale i tak chociaż przez chwilę poczułam się jak Pippi.
Teraz, dzięki mojej Zosi, odkrywam Pippi na nowo i na nowo poddaję się fascynacji jej osobowością. Jest to postać z krwi i kości, narysowana wyraźnie i konsekwentnie, z wyostrzonymi cechami, dzięki którym może nas czegoś nauczyć. Na przykład tego, że trzeba być odważnym i asertywnym, że warto pytać i szukać odpowiedzi, że przyjaźń ma wielką wartość i że zawsze należy stanąć w obronie słabszych. Pippi to dziwne dziecko, inne, niezwykłe. Życie nauczyło ją oswoić swoją samotność i radzić sobie jak najlepiej. Pewnie dlatego ma odwagę, by stanąć i powiedzieć głośno NIE. Zamiast uczyć się konwenansów i chodzić codziennie do szkoły, woli czerpać z życia tyle, ile tylko można. Nie ma nikogo, kto by jej czegokolwiek zakazywał czy nakazywał, wypracowała więc sobie swoje własne reguły: śpi trzymając nogi na poduszce, je siedząc na stole, a talerz z zupą stawia na krześle... Po prostu po epikurejsku czerpie przyjemność z życia.
Pippi-myśliciel, poszukiwacz rzeczy, otwarta na świat, wolna... ma jednak swoje wady. Na przykład jest kłamczuchą (ma bujną wyobraźnię), czasami może denerwować jej niezdyscyplinowanie i upór, czasem w jej postawie pobrzmiewa relatywizm... Ale po co szukać dziury w całym? Niech jej przygody pozostaną opowieścią o tym, jak niemożliwe staje się możliwe.
P.S. Cieszy mnie to, że licząca już ponad 60 lat Pippi wciąż ma się bardzo dobrze :)
4 komentarze:
Pippi to spełnienie marzeń kazdego dziecka... żadnych ograniczen. uwielbiałam i film i ksiazkę. A i też się przebrałam w podstawówce. Miałam na nogach getry w paski, jedną wyciagniętą wysoko, drugą opuszczoną,a na nogach korki mojego brata nr 42 , korki wykręciłam, zostawiłam tylko na czubku i fajnie sterczały:)
jejku, ale się cieszę, że tu wpadłam. kasia lukciowa wspominała mi o tej inicjatywie, ale nie dała diablica żadnych namiarów. i o, proszę... . po pierwsze - świetna inicjatywa! super! z pewnością skorzystam z poleconych przez was tytułów, bo o części - w życiu nie słyszałam. wprawdzie do niektórych pozycji filip musi dorosnąć, ale to przecież tylko kwestia czasu... a więc - fajnie, że sensowne i mądre dziewczyny powiedzą do czego warto siegnąć. po drugie - seria słoniowa zapowiada się niezwykle obiecująco. po trzecie - do bajek-grajek tez dotarłam i kupiłam sobie te, które pamiętam z dzieciństwa. posłuchałam, przypomnialam sobie i nie dalej jak dziś śpiewałam o krecie, który chodził w aksamitnym czarnym futrze ("calineczka"). jaś i małgosia to oczywiście również bajka mojego dzieciństwa. no a pipi? któż nie kochał pipi. ja nie miałam książki, tylko takie wycinane ze świerszczyka, albo płomyczka kolejne rozdziały. one nie były ze soba połączone te wydzieranki, i na skutek mojego namiętnego czytania i niechlujstwa - po pewnym czasie nic tam sie nie trzymało kupy. na jednej stronie pipi robiła cośtam, a na następnej znajdowała się wlaśnie w toku kompletnie nowej przygody...
ale się rozgadałam... tak, czy siak, fajnie tu bardzo. już się wpisuję na listę stałych czytelników tego bloga. (-;
Wspaniały pomysł z tym blogiem. Ja Pipi uwielbiałam i czytać i ogladać. Tak naprawdę jednak o niej zapomniałam. Kupię ją Amelce na pewno. Pozdawiam i czekam na kolejne wpisy :)
No tak, książki o urwisach to ostatnio ulubione lektury mojej Zosi. Dzieci z Bullerbyn przeczytałyśmy już ze trzy razy, Lottę i ulicę Awanturników również. Czas więc na Pippi, którą zamówiłam w księgarni internetowej. Będzie prezentem na święta:) Ja pamiętam film, na który w niedzielę po teleranku czekałam:) I pamiętam dziewczynkę ze sterczącymi warkoczykami:) I chętnie sobie ją przypomnę i poznam z Zosią:) A wogóle, to staję się ostatnio fanką szwedzkiej literatury dzieciecej:) Wielką fanką:)
Prześlij komentarz