środa, stycznia 06, 2010

Fascynacje...

Lubicie zapach starych książek? Ja uwielbiam. Jest coś magicznego w tych pożółkłych kartkach, w wysłużonych okładkach… I z tego uwielbienia właśnie oraz z dziecięcej fascynacji twórczością pewnej kanadyjskiej pisarki, zrodziła się moja całkiem dorosła pasja :).
Od kilku lat staram się wejść w posiadanie możliwie największej ilości przedwojennych wydań książek L.M. Montgomery. Niestety, jak do tej pory, nie mogę pochwalić się pierwszym wydaniem „Ani z Zielonego Wzgórza", które w Polsce pojawiło się w roku 1912 (Wydawnictwo M. Arcta), cztery lata po kanadyjskiej premierze, która miała miejsce 20 czerwca 1908 roku. Mam nadzieję stać się kiedyś jego szczęśliwą posiadaczką. Tymczasem zaprezentuję Wam to, co udało mi się zebrać do tej pory.
Kolekcja "na dziś" to:
"Ania z Avonlea" wydana w 1927 roku (wydanie drugie) nakładem wspomnianego już wcześniej warszawskiego wydawnictwa M. Arcta. Książka w tłumaczeniu Rozalii Bersteinowej. Przeczytałam gdzieś, że w przedwojennych wydaniach "Ani..." wewnątrz książki nie ma ilustracji, i rzeczywiście. W tej i w następnych książkach, które za chwilę zaprezentuję nie ma ani jednej. Rysunek, który pojawia się na okładce musi nam wystarczyć :).
Kolejne książki, to wydane w latach trzydziestych ubiegłego wieku tytuły: "Ania na uniwersytecie" (warszawskie Wydawnictwo Arcydzieł Literatur Obcych RETOR., 1939r.) oraz "Wymarzony dom Ani" (WALO RETOR., 1931r.). Co mnie ujęło w tych publikacjach? Spójrzcie tylko na ilustracje wykorzystane do ozdobienia okładek, na ilustracje cudownie oddające stylistykę tamtych lat! Pewnie gdyby istniały w tamtych latach audiobooki moglibyśmy, słuchając starych płyt z treścią ksiązki, zachwycać się tym słynnym aktorskim "ł". Autorem "okładek tytułowych" jak podaje wydawca, jest A. Horowicz.

Przedstawiona powyżej "Ania na uniwersytecie" przetłumaczona została przez Janinę Zawiszę-Krasucką, "Ania na uniwersytecie" zaś przez Stefana Fedryńskiego. Zarówno te tłumaczenia, jak i Rozalii Bersteinowej znane są obecnym "trzydziestoparolatkom", gdyż do niedawna były jedynymi tłumaczeniami. W wydaniach przedwojennych z przyjemnością odnajduję jednak słowa: "kasztanowatemi", "studjów", "Marja" czy "zeszytami szkolnemi", które potem zostały zapewne uwspółcześnione.

Czasem zastanawiam się, kim były kolejne włascicielki moich już teraz książek... Jak wyglądały, czym się interesowały, jakie było ich największe marzenie?

c.d.n.




7 komentarzy:

Monika pisze...

Jakie piękne wydania! Uwielbiam stare książki, Natko, jesteś Czarodziejką!

Aga-zojka pisze...

Ach! Ach! Ach! Natko, toż cudeńka masz:) I jak pięknie o nich napisałaś! A ja nie znam żadnego z tych starych wydań... Jak dobrze, że je pokazałaś. Że przybliżyłaś... Moją Anię...:) Będę od dziś uważniejsza w antykwariatach:)

Aga-zojka pisze...

Mnie też urzekają te dawne odmiany: "zeszytami szkolnemi"...:)

elmirka pisze...

Natka, ja jestem pod ogromnym wrażeniem -pasji bibliofilskiej przede wszystkim. Ale też i kolekcji, i determinacji w jej uzupełnianiu.

Unknown pisze...

Witam,

zapraszam do udziału w akcji 52ksiazki.pl. Zapraszamy do współpracy i kontaktu.

ps. komentarz spokojnie można usunąć - po prostu chciałem się jakoś skontaktować :)

pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Jestem pod wrażeniem, wspaniała kolekcja! Zawsze mi się przypomina, jak córki Wańkowicza w "Zielu na kraterze" czytały Anię :)
A ja sama zadowoliłabym się wznowieniem serii w Naszej Księgarni, właśnie tej z tymi uwspółcześnionymi tłumaczeniami pani Rozalii, Janiny itp. Pozdrawiam serdecznie, oddana fanka Ani chwilowo zajęta maturą ;)

Anonimowy pisze...

Mam wydanie z 1912 roku.
Tu link do galerii zdjęć _>
http://allefree.pl/galeria/638848/1.html

Piotr Wąsowicz